Źródło TVN24 autor Aleksandra Gałka
Do banku wpada grupa zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn. Terroryzują strażników, krzyczą do klientów: „wszyscy na glebę!”, przykładają pistolet kasjerce do skroni i żądają otwarcia skarbca. Pod budynek podjeżdża grupa uzbrojonych po zęby antyterrorystów. Takie sceny rozgrywają się coraz częściej tylko w filmach. W 2016 r. przestępstwa wyglądają zupełnie inaczej. I inaczej się z nimi walczy.
Statystki Komendy Głównej Policji nastrajają pozytywnie – liczba wszystkich przestępstw w Polsce z roku na rok jest coraz mniejsza.
Nie dotyczy to jednak przestępstw gospodarczych, których nie tylko przybywa, ale też stanowią one już większość w ogólnym rejestrze wszystkich przypadków naruszenia prawa. Jest ich znacznie więcej niż zabójstw, kradzieży, wykroczeń na drodze, rozbojów czy pobić. W 2015 r. wykryto rekordową liczbę przestępstw gospodarczych – 169 480. Każdego miesiąca popełnia się ok. 14 tys. takich przestępstw, co daje nam liczbę niemal pół tysiąca dziennie.
Biały wywiad
Na przestępstwa gospodarcze narażony jest każdy, kto decyduje się prowadzić własną działalność. Ryzyko jest tym większe, im wyższy zysk ona generuje. Dlatego rosnące polskie firmy są skłonne wydawać coraz więcej, by się przed nimi ustrzec.
Najbardziej podstawowym narzędziem jest biały wywiad. Usługa, którą oferują liczne wywiadownie gospodarcze, pozwala prześwietlić potencjalnego partnera biznesowego, jeszcze zanim rozpoczniemy z nim współpracę. Czy w przeszłości płacił na czas? Z kim współpracował? Czy nie grozi mu upadłość?
Termin „wywiad” może sugerować, że mamy do czynienia z bondowskim wzorcem agentów w ciemnych okularach i dobrze skrojonych garniturach. Jednak pracownicy wywiadowni gospodarczych działają raczej w oparciu o siłę swoich mózgów, aniżeli muskułów. Zamiast broni palnej i efektownych gadżetów używają komputerów i telefonów.
Do wywiadowni gospodarczych zgłaszają się nie rządy, lecz firmy, którym zależy na pozyskaniu rzetelnych i uczciwych kontrahentów. Często pozwala to na wyeliminowanie oszustów, bankrutów, przedsiębiorstw z problemami finansowymi oraz tych, które celowo opóźniają swoje płatności.
Jak to się robi?
Głównym produktem wywiadowni gospodarczych są raporty handlowe, poza nimi oferują one ogromne bazy danych firm, ale też przygotowują własne analizy rynkowe oraz opracowują programy monitorowania należności.
Wywiadownie korzystają zazwyczaj z ogólnie dostępnych danych, takich jak wyciągi z Krajowego Rejestru Sądowego, ewidencji działalności gospodarczej, Monitora Sądowego. Przeprowadzają też bezpośredni wywiad w firmie czy wnikliwy monitoring prasy. Skoro każdy może sięgnąć po takie dane, to po co taką usługę zlecać i za nią płacić?
Spośród wszystkich zobligowanych firm tylko połowa publikuje swoje dane finansowe
Zdobycie informacji może być okupione staniem w długich kolejkach w sądach gospodarczych, pisaniem podań i wniosków oraz przeglądaniem setek dokumentów i zatęchłych akt w zakurzonych teczkach. Taka wizja nie zachęca. Tymczasem wywiadownie na bieżąco pracują, by tego typu dane mieć już w formie wirtualnej, zlecając zewnętrznym wykonawcom ślęczenie nad dokumentami. Przegląd prasy też nie polega już na przewracaniu papierowych stron przy jednoczesnym popijaniu kawy. Wykorzystywane jest oprogramowanie komputerowe, które selekcjonuje wybrane słowa klucze.
Dodatkowo wywiadownie oferują swój komentarz do danych i rekomendują odpowiednie działania.
Mała przejrzystość
Lustrowanie firm wcale nie jest takie łatwe. Przedstawiciele wywiadowni gospodarczych twierdzą, że w Polsce mamy do czynienia z „niewielką przejrzystością rynku”. Spośród wszystkich zobligowanych firm tylko połowa publikuje swoje dane finansowe. Druga połowa wybiera po prostu karę finansową. Dla porównania w krajach skandynawskich swoje dane finansowe ujawnia niemal 100 proc. firm.
Przekonują także finanse. Podstawowy raport wywiadowni to niewielki wydatek. Gotowe raporty z bazy internetowej to koszt rzędu 10-50 zł. Te szyte na miarę są oczywiście droższe, ale ich ceny zaczynają się już od 100-200 zł.
Na podbój świata
– Klientami wywiadowni gospodarczych są głównie firmy handlowe działające na rynku B2B (ang. Business to Business), które szacują ryzyko sprzedaży na kredyt albo chcą sprawdzić sytuację potencjalnego dostawcy przed rozpoczęciem współpracy – mówi proszący o anonimowość analityk jednej z najstarszych wywiadowni gospodarczych w Polsce. – No i firmy zagraniczne, które eksportują swoje produkty do Polski. Często nie znają one dobrze naszego rynku, więc starają się zebrać jak najwięcej szczegółowych informacji o wiarygodności finansowo-płatniczej potencjalnego partnera z Polski – dodaje.
Jak podkreśla, ostatnią, liczną grupą klientów wywiadowni gospodarczych są firmy analityczno-konsultingowe. Do prowadzonych przez nie projektów doradczych bardzo często niezbędne są im duże ilości danych statystycznych (głównie finansowych), jakie wykorzystywane są np. do analizy branży, w której działają ich klienci. Im lepsze i bardziej wiarygodne dane pozyskają, tym trafniejsze wnioski i rekomendacji firma doradcza może przedstawić swoim klientom.
Wywiadownie przeżywają też prawdziwy boom, jeśli chodzi o zamówienia na raporty dotyczące firm zagranicznych. Tylko za pośrednictwem jednej z czołowych firm w branży, Bisnode Polska w 2015 r. polscy eksporterzy sprawdzili aż 201 tys. firm z zagranicy – to o 60 proc. więcej niż w roku poprzedzającym. Szczególnie wzrosła liczba zamówień na lustrowanie partnerów z USA. Dane zebrano o 95 tys. firm. To wzrost aż o 600 proc. rok do roku. Wydaje się, że przyczyną jest wyższy kurs dolara, który sprawia, że eksport do USA staje się coraz lepszym biznesem.
Coraz częściej do drzwi wywiadowni pukają też klienci indywidualni, którzy chcą np. sprawdzić, jak bardzo wybrane przez nich biura podróży są godne zaufania.
Sprawy specjalne
Jednak przejrzenie rejestrów i historii firmy nie zawsze wystarcza, by mieć pewność co do uczciwości partnera. Najbardziej podejrzliwym biznesmenom swoje usługi oferują gospodarcze agencje detektywistyczne.
– My po prostu wychodzimy zza biurek – krótko opisuje charakter ich działania detektyw Michał Rapacki, który wraz ze swoim wspólnikiem prowadzeniem śledztw gospodarczych zajmuje się od 13 lat.
Detektyw podkreśla, że dane zebrane przez tradycyjne wywiadownie gospodarcze stanowią jedynie przygrywkę do rozpoczęcia działań detektywistycznych. – To zaledwie 1/10 tego, co my jesteśmy w stanie dostarczyć klientowi – szacuje.
Każdą informację można uzyskać, to tylko kwestia techniki
Michał Rapacki, detektyw, prezes BSA Śledztwa i Audyty Gospodarcze
Pole działań jest ogromne – to rozmowy z pracownikami, płatnikami, dostawcami. Każda informacja jest istotna – nawet ta uzyskana od dozorcy czy sprzątaczki. Czy ludzie chętnie odpowiadają na pytania?
– Każdą informację można uzyskać, to tylko kwestia techniki – ocenia Rapacki.
Kolejną metodą jest wnikliwa obserwacja kontrahenta (przyszłego czy też obecnego). Długie okresy oczekiwania w samochodzie i dokumentowanie jego działalności dają rzeczywisty obraz zachowania osoby obserwowanej. Niejednokrotnie w ten sposób udało się odkryć nielojalność partnerów biznesowych, nieprzestrzeganie zakazu konkurencji czy działanie na szkodę firmy samych pracowników (jak np. księgowej, która w ciągu roku wyprowadziła na swoje konto kwotę rzędu 3,5 mln zł) – wymienia Rapacki.
Usługi gospodarczych detektywów nie są jednak tanie. Za siedem dni pracy detektywa płaci się nawet ok. 15 tys. zł. Gdy sprawa wymaga wyjazdu poza granice kraju, stawka ta jest znacznie większa.
Przestępcy są powtarzalni
Detektywi zauważają u przestępców gospodarczych pewien schemat działania – jest on powtarzalny. Wybierają podobne rozwiązania. Można to zauważyć choćby w przypadku firm transportowych i przewozowych. Na początku wydają się być wzorowymi partnerami biznesowymi. Pierwszy przewóz realizowany jest perfekcyjnie i na czas, to samo z drugim, trzecim i czwartym. Zdobywają zaufanie zleceniodawcy, który wreszcie decyduje się powierzyć im towar o dużo większej wartości. I wtedy ślad ginie zarówno po transporcie, przewoźniku, jak i jego dotychczasowej niezawodności.
Przekonał się o tym pewien przedsiębiorca ze Śląska. Zamówił przewóz sprzętu elektronicznego w firmie, z której usług korzystał wielokrotnie. Tym razem jednak wartość towaru wynosiła 7-8 mln zł i okazała się zbyt wielką pokusą. Samochody zostały odstawione do innego punktu, ale bez załadunku. Zniknął towar oraz kierowcy samochodów.
Pokrzywdzony klient zwlekał ze zgłoszeniem sprawy, dając czas policji. Katarzyna Bracław, pracująca jako detektyw w jednej z ogólnopolskich firm, dobrze pamięta ten przypadek. Śledztwo rozpoczęło się od dokumentacji, zdjęć, wywiadów w terenie. Po czterech tygodniach detektywi dotarli do przestępców i wskazali miejsce ich pobytu. Sprawa została powierzona policji i wciąż jest w toku. Klient za taką usługę detektywistyczną zapłacić musiał jednak ok. 50 tys. zł.
Zdrajca siedzi tuż obok
Często jednak bywa tak, że źródło problemów znajduje się w samym gnieździe. Do biura detektywistycznego Bracław zgłosił się szef jednej z firm z branży teleinformatycznej. Zauważył, że nagle jej klienci zaczęli odchodzić. Detektywi rozpoczęli obserwacje, także w samej siedzibie.
Często śledztwo wymaga wcielenia się w jednego z pracowników firmy – w magazynie, na taśmie produkcyjnej czy w biurze. To ułatwia zbieranie informacji, ale też nie jest całkiem proste, bowiem nowe twarze nie wzbudzają zaufania. Ludzie, którzy mają coś na sumieniu, są szczególnie ostrożni i podejrzliwi.
Śledztwo gospodarcze jest bardzo stresujące. Nawet jeśli nie mamy do czynienia ze zdradami, sprawami rodzinnymi, zaginięciami, to gra się toczy o ogromne pieniądze
Katarzyna Bracław
Po krótkim śledztwie okazało się, że winowajcą jest jeden z najbliższych współpracowników – dyrektor handlowy. Został przekupiony przez konkurencję – mniejszą firmę z tej samej branży. Nieuczciwy dyrektor został zwolniony, ale wyciek danych spowodował, że firma zleceniodawcy straciła kluczowego klienta, który rocznie przynosił 200 tys. złotych zysku.
Katarzyna Bracław przyznaje, że sprawy gospodarcze różnią się nieco od spraw obyczajowych, które wiążą się z ludzkimi emocjami, bywają bardziej niebezpieczne i wymagają działania pod presją czasu. Dawka stresu przy śledztwach gospodarczych jest jednak równie duża.
– Śledztwo gospodarcze jest bardzo stresujące. Nawet jeśli nie mamy do czynienia ze zdradami, sprawami rodzinnymi, zaginięciami, to gra się toczy o ogromne pieniądze – przyznaje.
Przestępstwo bez przemocy
Kryminolog prof. Leszek Wilk przeprowadził szereg badań dotyczących przestępstw gospodarczych. Wynika z nich, że przestępczość tzw. białych kołnierzyków jest coraz bardziej powszechna.
Jak zauważa badacz, niepokojące jest również to, że postępująca organizacja przestępczości gospodarczej łamie bariery, jakie dotychczas oddzielały sprawców z podziemia gospodarczego od tych, którzy działają formalnie legalnie.
Sprawia to, że często nie zdajemy sobie sprawy z czyhających zagrożeń. Sprawę pogarsza fakt, że przestępstwa gospodarcze rzadko kiedy są tak spektakularne jak inne formy działań kryminalnych. Ofiara nie doświadcza przemocy fizycznej, a sprawcy nie spotykają się z takim publicznym potępieniem jak np. mordercy.